Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Pomiń baner

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

O mnie

Z uniwersytetem jestem związany od czasu przyjścia na studia w 1958 roku. Na polonistyce studiowałem ze wspaniałymi ludźmi, z których wielu zostało potem profesorami a Franciszek Ziejka jednym z najlepszych rektorów w historii tej uczelni.

Fotografować zacząłem jeszcze w liceum, ale kiedy w 1964 roku zobaczyłem pochód profesorów z całego świata, przybyłych do Krakowa by uczcić 600-letnią rocznicę założenia naszej uczelni, zdałem sobie sprawę, że budynki stoją tak jak stały, ale najczulszą, najdelikatniejszą i najbardziej ulotną warstwą każdej uczelni , są jej wykładowcy. Postanowiłem tę warstwę utrwalać, zachować dla potomności.

Podzieliłem się tym pomysłem ówczesnym rektorem z partyjnego nadania, prosząc go pomoc w realizacji mego pomysłu. Nie spotkało się to jednak z najmniejszym zainteresowaniem i władze uniwersytetu miast mi pomagać raczej mi przeszkadzały. Mimo to nie zrażony i nie proszony przez nikogo chodziłem na inauguracje i przebranych w togi profesorów wyciągałem z ustawianego pochodu i robiłem im portrety. Potem pokazując im efekty mojej pracy robiłem im portrety prywatne już to w pracowni, bądź też wpraszając się do ich domowych pieleszy.

Wynikiem tej pracy była pokazana w 1986 roku, w gotyckich salach parteru Collegium Maius wystawa „W todze i Prywatnie”, która odbiła się szerokim echem w wielu publikacjach prasowych w Polsce i na świecie. Telewizja krakowska nakręciła o wystawie trzy filmy- z otwarcia , finisażu i wywiad z autorem. Na otwarciu był ówczesny rektor Józef Gierowski, wszyscy prorektorzy, dziekani, oraz tłum profesorów chętnych zobaczenia i skomentowania swoich konterfektów. Wystawa ta spowodowała, że władze uniwersyteckie przychylniej patrzyły na moje dokonania, niekoniecznie mi pomagając, ale co najważniejsze nie przeszkadzając mi w mojej pracy.

Ponieważ w międzyczasie zacząłem pracować na etacie fotografa i wykładowcy fotografii w utworzonym Instytucie Archeologii stałem się przy okazji jakby fotografem uniwersyteckim dokumentując wszystkie ważne uniwersyteckie wydarzenia. Robienie jednak portretów było wyłącznie moją prywatną sprawą, jako artysty fotografika ZPAF, bo nikt nigdy z władz mnie o to nie poprosił. Robiłem je dla siebie, do szuflady, myśląc jednak nie bez racji, że robię to dla potomności, i że to po mnie zostanie.

Wszelkie propozycje zrobienia albumu przechodziły bez echa mimo, że pokazałem piękny album profesorów Akademii Górniczo Hutniczej wydany w 1999 roku na 80-tą rocznicę istnienia tej uczelni.

Bardzo popierany przez rektora Andrzeja Pelczara a później jeszcze przez mojego przyjaciela z czasów studenckich rektora Franciszka Ziejkę kontynuowałem moje portretowanie, co spowodowało, że tych portretów mam prawie tysiąc. Niestety następca rektora Ziejki uznał, że jestem na uniwersytecie niepotrzebny i wysłał mnie na emeryturę, uniemożliwiając mi w ten sposób kontynuowanie mojej misji, mimo że byłem wtedy i jestem jeszcze w pełni sił twórczych.

Robione przeze mnie portrety udostępniałem dla redakcji Alma Mater, w której od pewnego momentu zacząłem pracować, oraz do uniwersyteckich wydawnictw, zawsze „sine pecunia”

Portrety nie były oczywiście jedynym tematem mojej działalności. Jako artysta fotografik zorganizowałem kilkadziesiąt wystaw moich pejzaży, aktów, zdjęć Krakowa, Paryża, Fryburga w Szwajcarii, zdjęć w szlachetnych technikach fotograficznych (guma chromianowa, brąz van dyke) oraz tematycznych poświęconych teatrowi Cricot 2 i Tadeuszowi Kantorowi.

Ogromnym sukcesem cieszyły się również wystawy moich „pastiszy foto-malarskich” polegających na komputerowym wkomponowaniu twarzy współcześnie żyjących osób w stare portrety malarskie od średniowiecza do końca XIX-tego wieku. Do wystaw tych opracowałem i wydałem piękne katalogi-albumy.

Doświadczeniami moimi dzieliłem się na licznych warsztatach i plenerach fotograficznych, oraz jako wykładowca w szkołach fotograficznych i filmowych.

KKP

Człowiek dla którego w sztuce najważniejsze jest piękno – rzecz o Konradzie Polleschu i jego związkach z Uniwersytetem Jagiellońskim

Konrad Pollesch to znany podróżnik, portrecista i pejzażysta, a także artysta fotograf. Swym obiektywem uwieczniał ludzi, pejzaże, dzieła sztuki oraz różne wydarzenia kulturalne. Był autorem zdjęć do albumów z serii Muzea Świata oraz dwóch autorskich monografii o Muzeum Czartoryskich. W latach 1987-1990 dokumentował działania teatru Tadeusza Kantora Cricot 2. Na tej kanwie powstało kilka wystaw autorskich fotografii (1998-1996). Od 1985 roku wykonuje zdjęcia w technice gumy chromianowej. Od 1991 roku jest natomiast członkiem Europejskiego Stowarzyszenia Piktorialistów z siedzibą w Brukseli. W krakowskiej telewizji zrealizował serię programów poświęconą fotograficznemu pejzażowi, technikom szlachetnym, kolekcjonowaniu starej fotografii oraz wystawie fotograficznych portretów profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Uczestniczył w wielu zbiorowych prezentacjach sztuki. Ma w dorobku ponad 50 wystaw indywidualnych w kraju i za granicą. Jego prace znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, w Krakowie, we Wrocławiu, w Muzeum UJ, Muzeum Historii Fotografii w Krakowie, Muzeum Sztuki w Łodzi, International Center of Photography w Nowym Jorku, Museum of Modern Art w Nowym Jorku, Library of Congress w Waszyngtonie, Musée d’Art et d’Histoire we Fryburgu, w licznych kolekcjach prywatnych w kraju i za granicą.

O Konradzie Polleschu – jako o człowieku, jak i o technikach przez niego stosowanych – pisano wiele. Jednak o związkach z Uniwersytetem Jagiellońskim, nieco rzadziej. Stosunkowo wiele dowiadujemy się o nich z wywiadu, jakiego udzielił w 2018 roku redaktor naczelnej „Alma Mater”, pani Ricie Pagacz-Moczarskiej.

Konrad Pollesch przyjechał do Krakowa w 1958 roku z Tychów na Śląsku by studiować filologię polską. Zamieszkał w Domu Akademickim „Żaczek”, na tym samym piętrze co przyszły rektor UJ, prof. Franciszek Ziejka. Obaj koledzy ze studiów wybrali nawet to samo seminarium magisterskie, u prof. Wacława Kubackiego. Okres studiów Konrad Pollesch przeżywał intensywnie. Poznawał ciekawych ludzi, z których wielu zostało potem profesorami Uniwersytetu. Mimo iż fotografował jeszcze przed studiami, to w Krakowie robił to nieczęsto. Zajęcie to było wtedy za drogie jak na kieszeń niezamożnego studenta. Działał natomiast intensywnie w studenckim klubie filmowym przy Rotundzie. Starał się także wypełniać obowiązki studenckie. W 1962 roku miał już zaawansowaną pracą magisterską na temat Dwóch teatrów Jerzego Szaniawskiego. Niestety profesor Kubacki przenosił się wówczas na Uniwersytet Warszawski, a nowy promotor – prof. Kazimierz Wyka, nie chciał zaakceptować tego tematu pracy. Tymczasem Konrad Pollesch właśnie wtedy otrzymał propozycję objęcia stanowiska tłumacza we francuskim filmie i wkrótce z całą ekipą wyjechał na pół roku do Francji. Za zarobione w spółdzielni studenckiej w „Żaczku” pieniądze kupił sobie aparat fotograficzny i zrobił na nim cztery filmy (fotografie wykorzystał po latach na wystawie pt. Zaginiony Paryż – 2011). Wielkie wrażenie wywarła na nim ekspozycja archeologiczna w Luwrze, do tego stopnia, że po powrocie zapragnął studiować archeologię. Na polonistyce trudno mu się było odnaleźć i ostatecznie pracy magisterskiej z tej dziedziny nie napisał. Jak sam wspominał, nie chciał być ani nauczycielem, ani dziennikarzem, ani zajmować się filmem. Ponieważ wolność dawało mu fotografowanie, postanowił zająć się nim na poważnie.

W tym czasie związał się ze środowiskiem archeologów dla których wykonywał różne zlecenia fotograficzne. Ogromne wrażenie wywarł na nim jubileusz 600-lecia założenia Uniwersytetu w Krakowie, uroczyście obchodzony w roku 1964. Barwne i tłumne uroczystości uwiecznił w swym własnym kadrze, przeczuwając niezwykłą doniosłość tych wydarzeń.

W roku jubileuszu stojąca na czele Katedry Archeologii Śródziemnomorskiej, prof. Maria Ludwika Bernhard pozwoliła mu zrobić w budynku przy ul. Gołębiej 14 pracownię fotograficzną, którą urządził w łazience (po czasowym przeniesieniu archeologii także w łazience przy ul. Studenckiej 3). Przeważnie wykonywał zdjęcia do różnych publikacji, a także setki przeźroczy do wykładów. Tych czasów sięgała też jego współpraca z prof. Karolem Estreicherem, twórcą Muzeum UJ – Collegium Maius.

W 1971 roku w budynku Collegium Minus powstał Instytut Archeologii. Kilka lat potem Konrad Pollesch na strychu gmachu stworzył dużą pracownię fotograficzną, swoją własną przestrzeń duchową. W 1975 roku otrzymał wreszcie etat fotografa Instytutu, co dało mu dopiero stabilizację w strukturach Uniwersytetu. Żywo angażował się w tym czasie w różne sprawy. W latach 1971–1997 prowadził zajęcia dydaktyczne z fotografii dla studentów archeologii. Jeździł też z nimi na zimowe, narciarskie obozy fotograficzne, co było dla niego bardzo inspirujące. Mimo iż w ramach etatu wykonywał zdjęcia dla Instytutu Archeologii, to właśnie wtedy wyrobił sobie nieoficjalną pozycję fotografa ogólnouniwersyteckiego, dokumentującego różne ważne wydarzenia z życia Uczelni.

W tym czasie jego pasją stało się też portretowanie profesorów uniwersyteckich. Uważał, że jest to „najczulsza warstwa Uniwersytetu, którą należy uwiecznić”. Starał się tym zainteresować ówczesnego rektora prof. Mieczysława Karasia, jednak bez większego powodzenia. Mimo niepowodzenia prace w tym kierunku kontynuował, stając się znanym portrecistą kadry profesorskiej.

Wyniki swej twórczości w tym zakresie zaprezentował dopiero w marcu 1986 roku w Collegium Maius na wystawie W todze i prywatnie. Ekspozycja miała miejsce w gotyckich salach na parterze. Pokazał na niej 65 zdjęć profesorów reprezentujących różne dziedziny nauki. Byli wśród nich: Tadeusz Ulewicz, Henryk Barycz, Józef Andrzej Gierowski, Aleksander Koj, Karol Estreicher, Alojzy Gołębiewski, Józef Wolski, Andrzej Pelczar, Jerzy Szablowski i wielu innych. Poza jednym kolorowym zdjęciem, wszystkie inne fotografie były czarno-białe. Wystawa odbiła się szerokim echem w Uniwersytecie. Na jej otwarcie przyszedł nie tylko ówczesny rektor Józef Andrzej Gierowski, ale także wszyscy prorektorzy i bardzo liczna grupa profesorów. Demontaż wystawy został uwieczniony przez krakowską telewizję.

Zachęcony tym sukcesem zaczął się przymierzać do kolejnej wystawy, której tytuł miał brzmieć: Gens togata, czyli „ród zatogowany”. Do wystawy jednak nie doszło, pomimo tego iż miał już zrobionych 350 takich portretów. Powodem była kosztowność całego przedsięwzięcia, ale też brak zainteresowania tym tematem na Uniwersytecie.

W 1993 roku dziekan Wydziału Prawa, prof. Jacek Majchrowski zlecił mu przygotowanie fotografii do Informatora Wydziału. Okazji do portretowania było odtąd coraz więcej. Konrad Pollesch cieszył się z tego, bo – jak mówił – była to okazja do kontaktów z ludźmi. Podczas rozmów w swobodnej i przyjaznej atmosferze starał się uchwycić i utrwalić osobowość fotografowanych postaci. Wierzył, że tylko fotografia może zatrzymać czas. Wierząc w to, że twarz jest obrazem duszy i odbiciem jej wnętrza, chciał by jego fotografia była „estetyczna”, sprawiała ludziom przyjemność, wyrażając jednak jego samego.

Gdy w 1997 roku w budynku Instytutu Archeologii rozpoczął się generalny remont, pracownia Konrada Pollescha przeniosła się do Ośrodka Informacji UJ przy ul Piłsudskiego 8. Usytuowana była w najbardziej odległej części zajmowanych przez Ośrodek pomieszczeń. Prowadził do niej długi, wąski korytarz, przez który przechodzili różni gości, wśród których byli oczywiście profesorowie i pracownicy Uniwersytetu Jagiellońskiego, którym robił mnóstwo portretów. W Ośrodku Informacji Konrad Pollesch dołączył do niewielkiego, dwuosobowego zespołu redakcyjnego nowego pisma uniwersyteckiego – Alma Mater, z którym nieformalną współpracę rozpoczął zresztą już w 1996 roku. W efekcie był autorem 71 okładek pisma, a także setek zdjęć publikowanych na jego łamach w latach 1996–2007. Oprócz tego dokumentował fotograficznie różne ważne wydarzenia uniwersyteckie: budowę Auditorium Maximum (fotografie wykonane z dachu ówczesnego Collegium Paderevianum), uniwersyteckiego Kampusu 600-lecia Odnowienia UJ itp.

W tym czasie (1999-2002) rektorem Uniwersytetu był jego dawny kolega ze studiów i Akademika – prof. Franciszek Ziejka. Wspomniane wyżej inwestycje rozwijały się pomyślenie właśnie w okresie jego rządów. W 2000 roku – z inicjatywy tegoż rektora – świętowany był bardzo uroczyście jubileusz 600-lecia odnowienia Uniwersytetu. Atmosfera przypominała pamiętny rok 1964, choć rozmach uroczystości był znacznie większy. Tym bardziej, że wszystko odbywało się już w okresie pełnej wolności. Konrad Pollesch z sentymentem i dużą determinacją dokumentował te wspaniałe chwile mimo iż sam miał wówczas złamaną rękę. Pomógł mu zaprzyjaźniony profesor medycyny, który założył gips tak, że mógł trzymać aparat.

Wróciła też przyjazna atmosfera dla „portretów profesorskich”, choć tworzonych w nieco innej konwencji – fotopastiszu. Zainspirowany przez wykonany przez siebie portret profesorski holenderskiego uczonego zaproszonego na inaugurację w październiku 2002 roku, Konrad Pollesch wpadł na pomysł umieszczenia twarzy w starych portretach malarskich, od średniowiecza do końca XIX wieku. Z tym pomysłem poszedł do rektora Franciszka Ziejki, który przyjął go entuzjastycznie. Zaproponował mu stworzenie portretów nie tylko rektorów, ale też wszystkich dziekanów i zorganizowanie wystawy. Doszło do niej w grudniu 2003 roku w podziemiach Collegium Maius z okazji ich otwarcia po rewitalizacji (tzw. cellaria). Pod znamiennym tytułem – Antenaci naszych wielkich zaprezentował 64 fotopastisze malarskie. Pomysł stał się tak bardzo popularny w środowisku uniwersyteckim, że Autor wykonywał je na zamówienie prywatne wielu innym osobom.

Przy ul. Piłsudskiego 8 Konrad Pollesch przepracował dziesięć lat i to był ostatni etap jego pracy zawodowej na Uniwersytecie Jagiellońskim, zakończony w 2007 roku. Przeniósł się stamtąd do swej własnej pracowni, mieszczącej się na strychu kamienicy przy ul. Lea. Oprócz rzeczy niezbędnych do pracy znajduje się w niej mnóstwo najróżniejszych drobiazgów. Na ścianach wiszą zdjęcia jego autorstwa, a co piętnaście minut bije stary zegar. W pracowni tej jest codziennie. Przechowuje tam bardzo staranną dokumentację wszystkich swoich zdjęć. Żałuje nieco, że nie mógł na Uniwersytecie zostać dłużej i kontynuować swojego portretowania ani opisać jeszcze tych wszystkich zrobionych przeze siebie zdjęć. Bo dobrze pamięta, kogo, gdzie i kiedy fotografował. Boi się, że kiedy go zabraknie, zostaną już tylko anonimowe często zdjęcia.

Wystawa – 50 lat z Uniwersytetem Jagiellońskim – została zorganizowana z okazji 80-lecia artysty, niestety on-line. Jej zadaniem jest pokazanie różnych form związków z krakowską Alma Mater. Konrad Pollesch mawia, że cały czas wiedział, że chce robić coś takiego, co po nim pozostanie. Zawsze interesował się sztuką, intrygowały go stare meble, srebra i obrazy. Nigdy nie ciągnęło jednak w kierunku sztuki nowoczesnej, performance’u. Jest wrogiem turpizmu. Dla niego najważniejszą rzeczą w sztuce było i jest piękno. Piękno to widać także w profesorskich portretach.

Ad multos annos drogi Przyjacielu,

Prof. dr hab. Krzysztof Stopka

Dyrektor Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego-Collegium Maius

Konrad Pollesch – poeta (Z tajemnic życia artysty…)

W jednym z wywiadów prasowych Konrad Pollesch przypomniał, że w czasie studiów polonistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim, w czasach gdy mieszkał w II Domu Studenckim (taką oficjalną nazwę nosił wówczas dzisiejszy „Żaczek”), na drzwiach „swojego” pokoju umieścił wizytówkę: „Konrad Pollesch – poeta”. Przy tej okazji wyjaśnił: „Różne osoby mówiły mi, że nie wiedziały, że ja piszę wiersze. »Ja nie piszę – odpowiadałem. – Ja jestem poetą«. Być poetą nie oznacza wcale, że trzeba pisać wiersze, to jest pewien sposób bycia, patrzenia na świat i stosunku do świata” W rzeczy samej Konrad Pollesch urodził się poetą i takim pozostał do dzisiaj. Jestem też głęboko przekonany, że poetą pozostanie w pamięci kolejnych pokoleń potomnych, choć wierszy nie pisał – ani też nie pisze.

Jako kolega ze studiów, znający Konrada od przeszło sześćdziesięciu lat, chciałbym skorzystać z okazji, aby odkryć choć rąbek otaczającej go tajemnicy. Bo istotnie będący ozdobą mojego pokolenia Konrad na to zasługuje. Istnieje w naszym świecie artystyczno-kulturalnym jako zjawisko całkowicie osobne, jako artysta fotograf, który trwale wpisał się w krajobraz Krakowa. I to nie jako dokumentalista, który na przykład zatrzymał w czasie obrazy setek bezcennych krakowskich zabytków. Konrad dokonał czynu znacznie ważniejszego – w ciągu kilkudziesięciu lat stworzył liczącą kilka tysięcy sztuk galerię portretów ludzi nauki związanych z Krakowem. Co więcej, zachował na wieczne czasy galerię krakowskich artystów (najcenniejszym bodaj składnikiem tej galerii są zdjęcia Tadeusza Kantora!). Ale nie tylko. Konrad funkcjonuje także jako Europejczyk, który z niejednego pieca chleb jadł. W swoim życiu wędrował po szerokim świecie – dwukrotnie wyjeżdżał do Stanów Zjednoczonych Ameryki (jako stypendysta Departamentu Stanu oraz Fundacji Kościuszkowskiej). Był w Kanadzie, jeździł do Belgii i Austrii, do Niemiec i Szwajcarii, do Finlandii, Francji, Włoch, Szwecji, Czechosłowacji a także do Izraela. Towarzysząca mu od czasów młodości wierna towarzyszka, jaką była i do dziś pozostała ciekawość świata, zaprowadziła go jeszcze w czasie studiów, w 1962 roku, do Paryża. Wiele wskazuje na to, że to tam, nad Sekwaną, Konrad podjął ostateczną decyzję o wyborze drogi życiowej: zamiast zostać nauczycielem polonistą czy też dziennikarzem (wszak studiował polonistykę!), postanowił oddać się w służbę sztuce fotografii. Wprawdzie pisał po latach, że „nie myślał jeszcze wówczas, iż zostanie fotografem”, ale przecież dodawał zarazem, że przy pomocy prymitywnego aparatu fotograficznego, jakim dysponował, „utrwalał paryską ulicę i ludzi, nie zdając sobie jeszcze wówczas sprawy, że utrwala najbardziej ulotną część tego miasta [Paryża]”. Fotografował marché aux puces [pchli targ], który fascynował go „niesłychaną różnorodnością i swego rodzaju »bogactwem« niezliczonych przedmiotów”. Jestem głęboko przekonany, że to właśnie w tym niezwykłym gnieździe artystów, jakim od wieków był i do naszych dni pozostał Paryż, Konrad podjął decyzję o poświęceniu się sztuce fotografii. Potwierdzenia prawdziwości tej hipotezy dostarczył artysta przed dziewięcioma laty, organizując w siedzibie krakowskiego Instytutu Francuskiego niezapomnianą wystawę Zaginiony Paryż.

Pora powrócić jeszcze raz do sprawy zasygnalizowanej w tytule tego tekstu i zadać pytanie: w czym tkwi urok artystycznego dorobku Pollescha-artysty? Odpowiedzią na to pytanie są setki jego fotografii. Fotografii wyjątkowych, bo przede wszystkim pięknych! Nie był to przypadek, Konrad wyznał wszak swego czasu jednemu z dziennikarzy:

 

Od zawsze byłem wrogiem turpizmu. Po prostu lubię fotografować rzeczy piękne. Moje fotografowanie w muzeach zawsze był fotografowaniem rzeczy pięknych, wyrobów rzemiosła artystycznego prawdziwych artystów. Bo człowiek, który otacza się pięknymi rzeczami, sam pięknieje. Piękno można odnaleźć nawet w czymś destrukcyjnym, tak jak te bramy na ulicy Kanoniczej, stare i zniszczone, ale jednak zachowały swoje piękno. Także twarze osób starszych, pomimo zmarszczek i starości, są piękne! Są osoby, które starzeją się szlachetnie, i to ich szlachetne piękno staram się uchwycić w swoich portretach. Zawsze byłem bardzo wrażliwy na owo szlachetne piękno i szukałem go w twarzach, starych budynkach, pejzażach, a także w zdjęciach drzew. Kiedyś zapytany, skąd ta moja fascynacja drzewami, odpowiedziałem, że drzewa mają to, czego nie mamy my – drzewa umierają i się odradzają, my, niestety, się nie odrodzimy…

Czy rzeczywiście? Czy Konrad nigdy już nie zrobi serii „pejzaży nieostrych, zamglonych, poruszonych”? Może rzeczywiście już takich obrazów nie stworzy. Ale wierzę głęboko, że stworzy niejeden jeszcze portret, Bo wszak – jako artysta kochający piękno – z całą pewnością zostanie po śmierci zaproszony do Raju, a tam znajdzie bardzo wiele materiału do swoich dzieł! Jestem też pewien, że tam stworzy niejeden pejzaż, a także niejeden portret tego czy innego zaproszonego do Raju profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Oczywiście ten znakomity podróżnik zabierze ze sobą na tę ostatnią wędrówkę jeden z ulubionych swoich aparatów; może nawet pomyśli o tym pierwszym, który otrzymał w spadku po ojcu – o baltice!). Trudno mi wyrokować, jak potoczą się jego losy w zaświatach. Wiem jedno: tu, na naszym ziemskim świecie, dzięki niemu Uniwersytet zyskał dodatkową dokumentację: zestaw wspaniałych portretów uczonych profesorów. Nie wszyscy z nich przejdą do potomności jako autorzy takiego czy innego tekstu naukowego, ale stworzony przez Konrada portret każdego z nich stanie się cegiełką wielkiego duchowego gmachu, jakim jest historia Uniwersytetu. Przejdą w przyszłe dziesięciolecia, aby radować oczy i serca następców. Przejdą jako piękni świadkowie naszych czasów. Świadkowie czasów Konrada Pollescha – poety.

Nie wiem, czy Konrad kiedykolwiek policzył owe portrety. Ale wiem, że wszystkie one tworzą bezcenną dokumentację osobową kadry naukowej Uniwersytetu Jagiellońskiego (a także innych uczelni Krakowa) z ostatnich kilkudziesięciu lat. Wiadomo, że rekordy powodzenia u publiczności biła kiedyś wystawa, na której Konrad pokazał galerię portretów-pastiszy naszych profesorów. Sam artysta wyznał kiedyś, że wpadł na pomysł stworzenia takiej galerii „dla zabawy”. Okazuje się, że w wyniku tej „zabawy” powstała galeria prawdziwych dzieł sztuki!

Każdy, kto pozna stworzoną przez naszego artystę galerię profesorskich portretów, wcześniej czy później dojdzie do tej jednej konkluzji: owe portrety są nie tylko dokumentem naszych czasów, ale są prawdziwymi dziełami stuki. Niejeden z tych dokumentów jest przy tym znakomitym psychologicznym studium uczonego.

Konrad Pollesch tym różni się od fotografów „zwyczajnych”, że jemu nie chodzi tylko o dokumentację; jego interesuje nie tyle zewnętrzna powłoka danego modela, ile jego wnętrze. To dlatego stworzona przez artystę galeria wielkich (niekiedy – także mniejszych) uczonych stanowi nieznane dotychczas w dziejach sztuki fotograficznej dobro, które powinno przetrwać dla przyszłych pokoleń. W szczególności odnosi się to do przywołanej wyżej galerii profesorów ubranych w togi (togati).

Pamiętam, że wędrując przed laty po jednej z tych wystaw Konrada (była to bodaj wystawa W todze i prywatnie z 1986 roku), zadałem sobie pytanie: co by powiedział o tej stworzonej przez Konrada galerii profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego ubranych w togi niegdysiejszy rektor UJ profesor Józef Dietl (rektor w roku akademickim 1851/1852), który długie lata walczył z austriacką administracją Galicji o przywrócenie profesorom Uniwersytetu praw akademickich, w tym prawa do noszenia przez nich profesorskich tóg? Nie wiem, co by powiedział. Ale jednego jestem pewien: z całą pewnością dołączyłby do wspaniałego chóru naszych profesorów serdecznie dziękujących artyście Konradowi Polleschowi za utrwalenie ich miejsca w wielowiekowej historii jagiellońskiej Wszechnicy – jednego z najwspanialszych uniwersytetów Europy i świata!

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Zobacz video galerię